ściana z rzędami kamer skierownych na ulicę. Dołem przechodzą dwie kobiety spglądające na kamery.

Podaj mi swoją diagnozę, a powiem ci, kim jesteś

Daniel Lipka

Diagnoza psychiatryczna. Wiele osób traktuje ją jak rozwiązanie tajemnicy tego, co się właściwie z nimi dzieje. Pytanie „co mi jest” często przybiera wtedy charakter pytania o to, jaka jest fachowa nazwa dla tego, co przeżywam i jak się czuję. Diagnoza psychiatryczna czasem przynosi ulgę, innym razem przeciwnie, jest dodatkowym obciążeniem, wręcz wyrokiem. Tym razem chciałbym parę słów napisać o tym, jak do diagnozy psychiatrycznej podchodzi sama psychiatria i psychoterapeuci.

Historia diagnozowania jest stara  i kręta jak sama refleksja nad psyche (dla zainteresowanych nią  niezastąpionym, choć wymagającym źródłem będą prace Michela Foucault, zwłaszcza jego „Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu”). Pierwsze nowoczesne klasyfikacje psychiatryczne powstają na przełomie XIX i XX wieku (Kraepelin, Bleuler, Kretschmer). Powstają jako część klasyfikacji medycznych i na ich wzór. Z jednej strony wskazuje to na ich aspiracje – mają być krokiem w kierunku jednoznacznego, ścisłego wyodrębnienia zaburzeń przeżywanych przez pacjenta i określenia sposobów pomocy; z drugiej jednak klasyfikacje psychiatryczne zderzają się z tym, jak duży wpływ na rozwój zaburzeń i problemów psychicznych mają czynniki nie biologiczne, takie jak historia danego człowieka, jego relacje rodzinne, jego otoczenie społeczne.

Od tamtego czasu psychiatrzy podjęli wiele kolejnych prób uporządkowania klasyfikacji diagnoz psychiatrycznych tak, aby stały się one bardziej rzetelne, jednoznaczne i pomocne (W Polsce  taką obowiązującą klasyfikacją jest obecnie międzynarodowa klasyfikacja chorób ICD-10). Biologiczny charakter tych systemów diagnostycznych jednak pozostał, razem z brakami, które z niego wynikają.

Oceniając efekty tych prac z perspektywy lat, przestrzegała ona psychiatrów przed „bezkrytyczną akceptacją” tej klasyfikacji i „traktowaniem jej jak biblii”. Wskazywała, że ważniejsze od listy symptomów jest poznanie historii danego człowieka i jego indywidualnych doświadczeń.

Przypominają mi się tu refleksje profesor psychiatrii Nancy Andreasen, którymi dzieliła się w trakcie zeszłorocznego wykładu w Warszawie. Profesor Andreasen należała do zespołów opracowujących DSM-III i DSM-IV, kolejne edycje amerykańskiej klasyfikacji zaburzeń psychicznych. Oceniając efekty tych prac z perspektywy lat, przestrzegała ona psychiatrów przed „bezkrytyczną akceptacją” tej klasyfikacji i „traktowaniem jej jak biblii”. Wskazywała, że ważniejsze od listy symptomów jest poznanie historii danego człowieka i jego indywidualnych doświadczeń. Podkreślała wagę realnego poznania człowieka poprzez wywiad kliniczny. Dla zrozumienia zaburzeń przeżywanych przez pacjenta i powodzenia jego leczenia ma to dużo większe znaczenie.

Wiedza na temat przyczyn zaburzeń psychicznych jest zresztą wciąż niedostateczna, do tego stopnia, że często pojawiają się wątpliwości, czy mówić o jednym zaburzeniu, czy o kilku, mających różne pochodzenie. Z takich właśnie powodów instytucje takie jak Japońskie Towaryrzystwo Psychiatrii i Neurologii, czy the International Society for Psychological and Social Approaches to Psychosis w ostatnich latach rezygnują na przykład z  posługiwania się terminem „schizofrenia”, wskazując, że termin ten niewiele wyjaśnia, a głównie stygmatyzuje. „Potrzebujemy odejść od stygmatyzującej i fałszywej koncepcji, że schizofrenia jest jedną, identyfikowalną, biologicznie zdeterminowaną ‘chorobą’”[i], pisze o swojej decyzji ostatnia ze wspomnianych organizacji.

Diagnoza psychiatryczna jest bowiem jedynie narzędziem mającym pomóc w lepszym rozumieniu tego, co się dzieje z danym człowiekiem, jednym z narzędzi, niekoniecznie najważniejszym. I tak powinna być traktowana. Bardzo często niewiele mówi na temat przyczyn cierpienia konkretnego człowieka. Do tego niezbędne jest poznanie historii człowieka stojącej za tym cierpieniem. Symbol zaburzenia i nazwa, która się za nim kryje, rzadko mogą stanowić ukoronowanie diagnozy umożliwiającej efektywne leczenie. Raczej powinny otwierać ciekawość psychiatry, psychoterapeuty i samego pacjenta odnośnie tego, co się za tą diagnozą kryje, co do niej doprowadziło i jak można to przekroczyć.

[i] www.isps.org/images/ISPS_changes_its_name.doc

Rozmiar czcionki
Zmień kontrast